Co jest z nami? – tytuł może być nieco dziwny, ale na inny nie wpadłem, a do dzisiejszego wpisu zainspirowała mnie rozmowa z moją mamą na temat tego, co na pierwszy rzut wydaje się błahe. Wpis będzie o naszym zachowaniu w środkach komunikacji publicznej i o wnioskach jakie z tego wyciągam.
Z góry zaznaczam, że nie jest poradnik dobrego wychowania, ale tak czy siak – dobrym wstępem będzie przypomnienie poniższej definicji:
Savoir-vivre (fr. savoir – wiedzieć, vivre – żyć; „znajomość życia”) – ogłada, dobre maniery, bon-ton, konwenans towarzyski, znajomość obowiązujących zwyczajów, form towarzyskich i reguł grzeczności obowiązujących w danej grupie.
Czemu o tym przypominam? To proste – masz zapisane: Aby „wiedzieć” i „znać życie” – to pomaga, aby samemu kreować własną ścieżkę. Ale do rzeczy.
Oboje jesteśmy doświadczonymi klientami środków komunikacji publicznej. Moja rodzicielka jest osobą, która codziennie korzysta ze środka komunikacji miejskiej jakim jest autobus. Trasa całkiem spora z i do pracy – praca dla osób w jej wieku na pewno ciężka(produkcja). Ja także mam niezłe doświadczenie w zakresie korzystania ze środków komunikacji publicznej – kilka lat dojeżdżania 70km na studia i człowiek uzbierał troszkę doświadczeń. Zarówno takich, o których opowiadać będę wnukom, ale też takich, które mam nadzieję, że się już nie powtórzą……….. Mieliśmy zatem o czym gadać.
Skupię się na autobusie linii numer siedem – czyli autobusie mojej rodzicielki. Linia jest dosyć specyficzna, bo długa. Jeżdżą nią osoby starsze, osoby pracujące w pobliskich zakładach produkcyjnych, uczniowie szkół średnich i gimnazjów z dwóch sąsiadujących ze sobą miast – czyli zbiera się cały przekrój pokoleniowy pasażerów, a czasem trafi się nawet jakiś kloszard, świr czy nerwowy kanar.
A więc o co chodzi panie mądraliński? Co jest z nami? Chodzi mi o pewien postępujący poziom ignorancji lub może brak świadomości. Świadomości ustąpienia miejsca osobom starszym, osobom wracającym po 8-godzinach ciężkiej fizycznej pracy, kobietom(nawet tym w ciąży) etc. I nie celuję tutaj konkretnie w jakąś grupę – każdy ma swoje za uszami.
Panowie w wieku mojej mamy – uuuu – to samo, przecież on też jest zmęczony.Młodzież nie zwraca uwagi, bo oni tacy zmęczeni, lepiej wbić wzrok w smartfon czy tablet i „nie widzieć świata”. Domyślam się, że smartfony muszą być strasznie ciężkie i trzeba szybko zająć nawet ostatnie wolne miejsce, bo moja mama nie doświadczyła w autobusie zdarzenia, żeby młody człowiek ustąpił miejsca komukolwiek od wielu lat.
Kolej na pokolenie 30/40-latków – tu nie jest lepiej, bo również nie stwierdzono przypadku ustępowania miejsca. Samemu należąc do tej grupy muszę potwierdzić, że uczono Nas o tym w szkołach, a poza tym „dawniej” dorośli ludzie od Nas tego wymagali – nie wiem jak jest z pokoleniami młodszymi teraz, ale pamiętam, że szczytem siary było być upomnianym przez kogoś publicznie z takiego powodu i to przy wtórnej „zjebce” reszty współpasażerów. W każdym razie ustępowałem zawsze, albo nie „siadałem”.
Tak więc mamy wielopokoleniowy przekrój osób, które zdają się patrzyć tylko na własne potrzeby, nie zwracając uwagi na pewne podstawy lub istnienia tych podstaw nie są świadomi. Nie ważne jakie te powody są – przykrywają one ważną rzecz – spojrzenie szerzej, na innych. Z drugiej strony mamy także takie osoby, które mogą, ale nie już nie wymagają, bo cały świat pędzi i przestał zwracać na Nich uwagę. Świat przecież dzisiaj mówi, że „Liczysz się Ty” – trzeba się dostosować – wygrywasz, gdy jesteś: silniejszy, szybszy, bogatszy, ładniejszy i bardziej pewny siebie od „reszty pasażerów”.
Druga przykra sprawa to taka, że odcinamy się – jeżeli próbuję z kimś porozmawiać w miejscu publicznym, to pierwszą reakcją jest zaskoczenie. Zaskoczenie, że nawiązujesz interakcję z kimś siedzącym czy stojącym obok. Za niedługo być może moja mama będzie zaskoczona, że młody człowiek podniesie głowę znad smartfona – spojrzy na jej zmęczone oczy i zapyta się czy nie zechciałaby usiąść.
Może zbyt romantyczną mam wizję – wiem nie każdy ma łatwość nawiązywania kontaktów, ale z drugiej strony nasz świat tak bardzo poszedł do przodu. Społeczeństwo wykonało ogromny skok – to fakt, ale faktem też jest, że nadal wypierdala się na podstawowych sprawach – pisze nadal, bo nie uważam żeby było kiedyś lepiej. Na pewno inaczej pod względem tematu tego posta, bo każdy czas ma swoje wady i zalety.
Kończąc ten jakże umoralniający wpis chcę zauważyć, że takie podstawy jak to, co opisałem w niniejszym poście, są naprawdę niezbędne i przydatne w życiu, nie tylko dla społeczeństwa, ale także dla Ciebie. Możesz i masz prawo je olewać, buntować się, uznawać lub nie uznawać….To jest Twój wybór – ja to szanuje, bo mam na względzie to, że poruszamy się w pewnym zamkniętym zbiorze osób i w określonym środowisku, być może ograniczonym w zakresie: stylu życia, priorytetów, stosunku do innych ludzi, wiary, potrzeb duchowych i materialnych, podejścia do finansów czy nawet tego, co czytamy. Z tego powodu nie wymaga lub nie oczekuje się, od Ciebie czy ode mnie, niektórych zachowań, a pewne zachowania, nawet te pozytywne, mogą być wręcz piętnowane.
Tylko pamiętaj, że może być tak, że przez to nie spotkasz na swojej drodze pewnych osób……albo inaczej – nie spotkasz pewnych właściwych i pasujących do Ciebie osób lub zamkniesz sobie drzwi z dostępem do ludzi, którzy mogliby wprowadzić Cię na inny poziom, poziom do którego dążysz, aspirujesz i którego, gdzieś tam w środku być może chcesz. Zamkniesz drzwi do doświadczeń, które poszerzyłyby Twoje horyzonty – dlaczego?………………bo rozbijesz się o podstawy. Wiem co piszę, bo straciłem dużo czasu, żeby te podstawy nadgonić.
Całość oczywiście pozostawiam Twojej ocenie.
PS. Czy ten wpis jest chaotyczny?