Do tego wpisu zainspirował mnie polski film dokumentalny „Droga wolna!”. Ostatnio zastanawiam się właśnie, o co Nam chodzi z tą wolnością i szczęściem. Motocykliści z pewnością z tą wolnością i szczęściem mają(przynajmniej symbolicznie i ideowo) dużo wspólnego – a trójka zapaleńców zrobiła nawet o tym film.
Film jest zapisem podróży życia trójki polskich motocyklistów obejmująca Ukrainę, Rumunię, Gruzję i Turcję. Jak to ładnie opisał ktoś w internecie, jest to:
„10 000 kilometrów podróży w poszukiwaniu odpowiedzi na pytanie o wolność w systemie powinności i ograniczonego czasu. Nieoczekiwane ślady polskości na wschód od Rzeczpospolitej i wszechobecne wrażenie bycia w ciągłej podróży. Mecz piłkarski z drużyną mikulińskich nastolatków, pozowanie do obrazu odeskiej malarki o polskich korzeniach, procesja ze świętym obrazem w gruzińskiej wiosce u podnóża masywu Małego Kaukazu składają się na obraz wielkiego, małego świata. Świata tradycyjnej gościnności, wspomnień, uśmiechu i przemierzających go wzdłuż i wszerz tułaczy na motocyklach.”
Czemu pisze o tym filmie?
Dla mnie jest to opowieść o zagrożeniach życia w Naszej cywilizacji. O ludziach, którzy żyją te parę chwil uwiecznionych na taśmie poza swoją codziennością – od początku czujesz, że ta „codzienność” jest zła – jak sami mówią „żyją w systemie powinności i ograniczonego czasu”. Nie czują się wolni i szczęśliwi w pracy, rodzinie i relacjach(piszę tu o moich odczuciach). Życie dzielą na te dwie części – kiedy siedzisz na motorze i kiedy masz „codzienność”. I tak sobie pomyślałem – czy to nie przykre, że moje czy Twoje życie sprowadzamy do poczucia bycia szczęśliwym i wolnym tylko w takich momentach? A co zresztą czasu, którego Nasza cywilizacja daje Nam całkiem sporo? Czego tak naprawdę Nam brakuje żeby być szczęśliwym i wolnym – ile punktów musi być odhaczonych na Twojej, czy mojej liście?
Kultura podpowiada nam, że jeśli będziemy więcej mieli i więcej robili, to będziemy szczęśliwi. Ludzie zamieniają potrzeby na pragnienia, np. pragnienie podróży na motocyklu. Podstawowy problem z tą perspektywą polega na tym, że szczęście jest czymś, co dopiero nastąpi, stanem, który mamy osiągnąć. Wtłaczamy w siebie system, który każe nam koncentrować się na tym, czego jeszcze nie mamy, zamiast myśleć o tym co mamy i co jest naprawdę ważne. 99% rzeczy, które robimy w życiu, robimy po to by mieć więcej – jaki jest tego efekt – pragnienie realizacji marzenia o ucieczce/zamknięciu się/odpoczynku? Czy powinienem zgadzać się się na taką koncepcję, bo jak śpiewa zespół Dżem: „W życiu piękne są tylko chwile”?